Najpierw MiLoG, teraz ustawa Macrona – polski transport drogowy nie ma łatwo za granicą. Przepisy wprowadzone przez Niemcy i Francję nakładają na zagranicznych, również polskich, przewoźników wiele wymogów i barier administracyjnych, które suma sumarum zmuszają do opuszczenia tamtejszego rynku.
Najpierw MiLoG, teraz ustawa Macrona – polski transport drogowy nie ma łatwo za granicą. Przepisy wprowadzone przez Niemcy i Francję nakładają na zagranicznych, również polskich, przewoźników wiele wymogów i barier administracyjnych, które suma sumarum zmuszają do opuszczenia tamtejszego rynku.
Jakie ograniczenia?
Już niebawem, bo 1 lipca, nad Sekwaną obowiązywać będą nowe przepisy dla zagranicznych przewoźników. Francuska ustawa oprócz poziomu wynagrodzenia wprowadzi obowiązek zgłaszania kierowców, posiadania przedstawiciela na terenie Francji oraz prowadzenia dokumentacji w języku francuskim. Wymogi te są nie do przeskoczenia dla mniejszych przedsiębiorców, którzy będą zmuszeni opuścić francuski rynek.
To nie pierwsza taka sytuacja
Francuskie ograniczenia to „powtórka z rozrywki”, blisko rok temu podobne ograniczenia wprowadziły Niemcy. Niemieckie ustalenia były jednak nieco mniej zaostrzone. O ile MiLoG narzucał obowiązek wypłaty wynagrodzenia w wysokości 8,5 euro za godzinę, o tyle we Francji ma ono wynosić co najmniej 9,61 euro. To jednak nie wszystko – wynagrodzenie ma być powiększone o premię za wysługę lat – nawet o 8%.
Jakie konsekwencje?
Nowe ustalenia narzucają wiele dodatkowych kosztów na przewoźników, co najbardziej odczują mniejsze firmy. Rynek francuski stanie się dla nich nieopłacalny, w związku z czym zmuszeni będą go opuścić. Większe firmy też będą musiały rozważyć opłacalność transportu w kierunku francuskim.